2016-08-01

Przez Orlą Perć - z Doliny Pięciu Stawów do Zakopanego

30 lipca 2016 roku pozostanie pamiętną dla mnie datą - przeszedłem Orlą Perć. Czy jest czym się chwalić? Raczej nie, nie piszę tych słów, by komukolwiek cokolwiek komunikować. Ten blog jest bardziej pamiątką dla mnie, niż relacją z wycieczek dla szerokiej publiczności (której zresztą nie ma). W każdym razie zrobiłem to, o czym marzyłem. Udało się.

9:40. Na Kozim Wierchu. Za nami cztery i pół godziny marszu

Udało się dzięki pogodzie. Dzień był słoneczny, ale nie upalny, do tego bez kropli deszczu, który od razy zwiększyłby niebezpieczeństwo poślizgu na skałach. 

5:31. Ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów wyszliśmy o 5:00

Udało się dzięki towarzystwu Małgosi i Kuby. W trójkę raźniej i weselej. Udało się, bo naprawdę chciałem przejść Orlą Perć w całości, za jednym zamachem. Dobrze znałem wszystkie jej odcinki, byłem na każdym z nich, ale zawsze po kawałku.

7:11. Jesteśmy na Zawracie, patrzymy na Dolinę Pięciu Stawów

Nie zamierzam opisywać szlaku. Zrobili to inni, na pewno lepiej niż gdybym ja to zrobił, zrelacjonowali każdy centymetr najtrudniejszego znakowanego szlaku w Polsce. Podzielę się tylko kilkoma wrażeniami.

8:27. Wspinamy się na Kozi Wierch
 Na pewno nie jest to szlak dla każdego. To znaczy każdy może go przejść, lecz musi się do niego przygotować. Z marszu nie da rady.

9:43. Dolina Pięciu Stawów - widok z Koziego Wierchu
Po pierwsze, konieczne jest przygotowanie kondycyjne. Suma podejść między Zawratem a Przełęczą Krzyżne może nie jest zawrotnie wielka 571 metrów (przy 600. metrach zejść), lecz na Orlą trzeba wejść, a potem z niej zejść. W ten sposób trasa według mojego wariantu dała półtora kilometra podejść i dwa kilometry zejść. To naprawdę męczy. Nie wspomnę, że nie tylko nogi pracują, ale i ręce na długich odcinkach z łańcuchami.
10:24. Zejście z Koziego Wierchu
Po drugie, konieczne jest przygotowanie sprzętowe, a właściwie - przede wszystkim - odpowiednie buty. Nie raz widziałem na Zawracie czy na Kozim Wierchu turystów w obuwiu tekstylnym. Weszli, owszem, ale nie wiem jak dali radę zejść. Wydaje się banalne? Owszem. Tylko jak tłumaczyć fakt, że odkąd pamiętam ludzie bezmyślnie idą w góry, nieprzygotowani, źle ubrani, bez wody?
11:20. Czarny Staw Gąsienicowy i ledwie widoczne schronisko Murowaniec

Po trzecie, woda. Każdy z nas miał w plecaku trzy półtoralitrowe butelki z wodą. W sumie 13,5 litra. I wcale nie za dużo. Na Grantach ratowaliśmy wodą turystów z Hiszpanii, nie wiedzieli na co się porwali.

11:22. Za nami Żleb Kulczyńskiego i Zadni Granat

Po czwarte, i na tym zakończę, obycie w wysokich górach. Na Orlej Perci nie schodzi się poniżej 2 000 m n.p.m. Nie raz widziałem przerażonych turystów trzymających się kurczowo łańcuchów, niemogących ruszyć się ze strachu. Naprawdę. Na tym szlaku trzeba czuć się pewnie i poruszać po nim ze świadomością potencjalnych zagrożeń, których nie brakuje. I czasem trzeba po prostu z niego zejść wcześniej, niż się planowało, czy z powodu załamania pogody, czy utraty sił.

12:13. Kuba na drabince za Skrajnym Granatem

Przejście Orlej Perci daje niezwykłą satysfakcję, wręcz poczucie spełnienia. Nie wiem czy w przyszłości porwę się raz jeszcze na całą trasę, niewykluczone, że już nie. Ale to, co z niej zapamiętam, zdjęcia, które będę oglądał, przypomną mi tamte chwile, a zwłaszcza radość na Krzyżnem.

 "We did it", powiedziała Małgosia na Przełęczy Krzyżne (co słychać w załączonym powyżej wideo). Pozostało tylko zejść do Murowańca (2,5 h) i do Kuźnic (kolejne dwie godziny).

Czerwony Staw (zejście z Krzyżnego do Murowańca)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz