Pierwsza tego rodzaju samotna wyprawa po górach. Choć znacznie wyższe góry nie były mi obce - Bieszczady również nie - nie zdecydowałem się do tej pory wędrować sam, skazany wyłącznie na siebie i to na kilka dni.
Bieszczady, piękne Bieszczady |
Ustrzyki Górne 6:50. Początek przygody |
Tu spotyka się z Polską Słowacja i Ukraina |
Droga w stronę Przełęczy Bukowskiej |
Trasa nie była ani trudna, ani dokuczliwa, za to piękna i spokojna. Mimo pełnego sezonu nie spotkałem wielu turystów; najwyraźniej wyjechali w niedzielę.
Rozlewiska za Przełęczą Bukowską |
Szybko doszedłem do Przełęczy Bukowskiej, potem przez Halicz (1 333 m), stanąłem u podnóża Tarnicy (1 346 m). Mimo że czerwony szlak omija królową Bieszczadów nie odmówiłem sobie przyjemności znaleźć się pod stalowym krzyżem.
Selfie na Tarnicy - punkt obowiązkowy programu |
Zejście do Ustrzyk Górnych |
Niezbyt późnym popołudnie zameldowałem się Hotelu Górskim i poszedłem na kolację. Wybór miejsca na posiłek okazał się niestety fatalny w skutkach.
Dzień 2: Ustrzyki Górne - schronisko Chatka Puchatka 12 km
Nie pamiętam kiedy ostatni raz strułem się tak strasznie jak tego dnia. Pominę szczegóły. Powiem tylko, że poważnie zastanawiałem się czy nie wrócić do domu. Ruszyłem w drogę, lecz nie zaszedłem daleko.
Dobra mina do złej gry. Tak naprawdę ledwie żyłem |
Nie wiem co bym zrobił gdybym nie dotarł do Chatki Puchatka |
Na dodatek po pięknym słońcu z poprzedniego dnia zostało wspomnienie. Drobna kaszka towarzyszyła mi cały czas.
Dzień 3: Chatka Puchatka - Cisna (bacówka pod Honem) 31 km
Pierwotnie planowałem nocleg w Smereku ale nie wyszło. Musiałem więc nadrobić czas w związku z czym trzeci dzień wyprawy mocno się wydłużył. Na szczęście doszedłem do siebie po zatruci. Nie powiem, że w pełni sił, ale w miarę zregenerowany wyszedłem rano ze schroniska.
Poranna mgła w drodze na Smrek (1 222 m) |
Zejście do wsi Smerek |
W dobrym nastroju i w dobrej już formie zjadłem porządne śniadanie w Smereku i ruszyłem w dalszą drogę. Gapiostwo i nieuwaga spowodowały, że nie zauważyłem skrętu z drogi asfaltowej na czerwony szlak i bezsensownie poszedłem niemal do samej Wetliny. Błąd ten kosztował mnie dodatkowych kilka kilometrów. Tym bardziej, że czekało mnie podejście na Fereczatą (1 102 m) i Okrąglik (1 101 m): półkilometrowa różnica poziomów.
Odpoczynek na Fereczatej |
Widok na Jasło i Szczawnik |
Dzień 4: Cisna - Komańcza 31 km
Wiele wspomnień z tego dnia i niewiele zdjęć - tak strasznie lało. Ale od początku.
I tylko ten deszcz |
Mgła na Wołosaniu |
Rozpaczliwe czekanie na koniec deszczu pod wiatą na Przełęczy Żebrak |
Zaczęło padać zanim do niej dotarłem. Schroniwszy się pod wiatą czekałem kwadrans, a potem jeszcze kolejny. Po pół godzinie deszcz nie tylko nie minął ale wręcz się wzmagał. Co robić - kontynuować szlakiem przez las czy pójść asfaltem do Mikowa i Duszatyna, gdzie, tak czy owak, czerwony szlak biegnie szosą do Komańczy. Zależało mi zobaczyć jeziorka Duszatyńskie, ruszyłem więc szlakiem.
Leśne drogi zamieniły się w potoki |
Chwilę postałem przy jeziorkach. Rzeczywiście mają urok. Wyobraziłem sobie, że w słońcu wyglądają dużo bardziej atrakcyjnie. Nawet nie chcę myśleć jaka wydarzyła się tam katastrofa gdy na początku ubiegłego wieku osunęła się ziemia blokując strumień Olchowaty. Niewyobrażalna jest siła natury.
Idąc od jeziorek miałem wrażenie, że brnę w jakiejś odnodze Olchowatego, co widać na powyższym wideo. Droga, która w normalnych warunkach była szlakiem, zamieniła się w rwący potok. Szedłem w tej wodzie po łydki. I tak doszedłem do wsi Duszatyn. Do Komańczy zostało tylko siedem kilometrów; asfaltem, ciągle w deszczu.O 15:30, przemoknięty do kości, ale szczęśliwy, dotarłem do schroniska w Komańczy. Pierwsza daleka wyprawa (daleka jak dla mnie) dobiegła końca.
PODSUMOWANIE
Ani wyczyn, ani specjalnie nie ma czym się chwalić, a jednak te sto kilometrów z hakiem znaczy dla mnie wiele. Przede wszystkim postanowiłem kontynuować dłuższe, a może i długie, wyprawy po górach w Polsce. Wiem, że dam radę dalej i dłużej. Poza tym, takie wycieczki to najlepszy sposób na spędzenie wakacji. Nie w kurorcie, nie w tłumie, lecz w ciszy lasów i gór.
Czerwony szlak przez Bieszczady nie jest trudny, wymaga tylko trochę kondycji oraz dobrego obuwia. Każdy może go przejść. Trzeba pamiętać jednak, że na 30-kilometrowym odcinku z Cisnej do Komańczy nie ma sklepu ani baru (dopiero w Duszatynie, kilka kilometrów przed Komańczą), trzeba więc zabrać zapas wody i jedzenia.