2021-04-10

Lubomir, Ciecień, Grodzisko - pętla po szczytach 33 km

Tym razem nie mogę powiedzieć, że było lekko, łatwo i przyjemnie. To znaczy było przyjemnie, ale bynajmniej ani łatwo, ani lekko. 

Te górki tylko z pozoru wyglądają niewinnie
Trochę nieświadomie zaplanowałem te 33 kilometry. Zdarzało mi się przejść po górach trzydzieści i więcej, na dodatek z ciężkim plecakiem, lecz tym razem nie do końca zwróciłem uwagę na przewyższenia:  1 640 metrów w górę i tyleż w dół; to nie mało. Dla porównania powiem, że przejście Orlej Perci kosztowało mnie 1 350 m podejść i 2 000 m zejść.

Nie spodziewałem się takiego śniegu w kwietniu
Tak więc gdyby ktoś chciał wybrać się na tę trasę powinien przeznaczyć mniej więcej 11 godzin na marsz (tyle przewiduje załączona na dole mapa), w zależności od pogody, formy, chęci, itd.

Tuż przed Lubomirem
Co do kierunku pętli, wybrałem na początek drogę na zachód aby na powrót, który jak przypuszczałem (i słusznie) może się odbyć po zmroku, mieć dłuższy kawałek drogi asfaltowej.

Początek na niebieskim szlaku
Pierwsze pięć kilometrów niebieskim szlakiem nie sprawi nikomu kłopotów, podejście jest równe i łagodne. Podobnie jak dalsza część drogi żółtym szlakiem: Pod Ostryszem (480 m) na Kamiennik Południowy (827 m), która jest, owszem, już bardziej wymagająca, trudno natomiast mówić o stromym podejściu. Gorzej było z Ciecieniem (829 m), ale to później.

Tej tabliczki nie postawił PTTK Myślenice
Schodząc z Kamiennika na Polanę Suchą cieszyłem się, że znów zobaczę to urocze miejsce, gdzie po raz pierwszy trafiłem zaledwie dwa miesiące wcześniej podczas zimowej wycieczki po Beskidzie Makowskim w lutym.

Polana Sucha od strony południowej
Na polanie spotkałem turystę, który na ognisku smażył kiełbaski. Zaproponował mi jedną - początkowo się opierałem, ale w końcu kto by odmówił pachnącej kiełbaski prosto z ogniska. Przynajmniej mogłem odwdzięczyć się chlebem i ogórkiem kiszonym. Takie to niespodzianki mogą się zdarzyć w górach.

Kto się nie skusi na kiełbaskę z ogniska?
Z Polany Suchej na Lubomira (904 m) trzeba pokonać 200 m przewyższenia. Najwyraźniej darowany z dobrego serca posiłek tak mnie zmobilizował, że szybko i sprawnie doszedłem na najwyższy szczyt tej eskapady.

Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze
Na Lubomirze nie zatrzymałem się i od razu skierowałem się na zielony szlak w stronę Wiśniowej. Czas zaczął mnie gonić - chciałem wyjść z lasu jeszcze za dnia, czyli zdążyć przed 19:30, a według mapy czekało mnie jeszcze sześć godzin marszu.

Nieuczęszczane zejście z Lubomira zielonym szlakiem
O ile żółty szlak, a zwłaszcza czerwony wyglądały na uczęszczane, co łatwo było stwierdzić po śladach na śniegu, zielony szlak do Wiśniowej pozostał dziewiczo nieuczęszczany owego dnia. Zresztą podobnie jak cała reszta drogi - nie spotkałem ani jednego turysty.

Polna droga do Wiśniowej. Ani śladu śniegu
Dotarłszy do Wiśniowej po niecałych dwóch godzinach zacząłem mozolny marsz na Ciecień (829 m).  Czy to z powodu początków zmęczenia, czy też obaw przed powrotem z gór w nocy, podejście 465 metrów dało mi się we znaki. Gdyby nie presja czasu chętnie bym przysiadł na szczycie, tym bardziej, że po ponad ośmiu godzinach marszu miałem w nogach 24 km, a zostało mi jeszcze kolejnych dziesięć. Ruszyłem więc w dół niebieskim szlakiem, którego nie opuściłem aż do miejsca startu.

Ciecień 829 m n.p.m.
I tak, zmierzając w dół, dotarłem do skrzyżowania pod Grodziskiem (507 m). Stąd zostało mi ostatnie podejście - na Grodzisko (618 m). Niby tylko 110 metrów, a jednak ten ostatni fragment pod górę wymagał ode mnie dużego wysiłku.

Ostatni szczyt tego dnia
Bynajmniej nie czułem, że nie dam rady; wiedziałem, że wejdę na Grodzisko i na pewno zeń zejdę. Pomyślałem tylko, że następnym razem, wybierając się na tak długą trasę, rozpocznę ją dużo wcześniej. Wystarczyło zaparkować w Czasławiu godzinę wcześniej, o ósmej rano, i miałbym większy zapas czasu.

Nie miałem ochoty tam iść. Grodzisko od północnej strony
Zejście z Grodziska do Czasławia zajęło mi niecałą godzinę. Nie spieszyłem się zanadto, i tak ostatnie dwa kilometry szedłem w nocy, w odblaskowej kurtce, z czołówką na głowie. Kierowcy omijali mnie szerokim łukiem.

Ostatni zakręt. Do auta zostało sto metrów
 

PODSUMOWANIE

Trzecia wycieczka, jaką odbyłem od lutego w Beskidzie Makowskim i Wyspowym, jeszcze bardziej mnie zachęciła do lepszego poznania tego regionu. Przypomniałem sobie o Głównym Szlaku Beskidu Wyspowego - to plan na dłuższą wyprawę, latem. Trochę dziwacznie opracowany, z licznymi odnogami, szlak liczy 355 km. Znalazłem za to propozycję ciekawej 240-kilometrowej pętli, która wiedzie głównie, co oczywiste, przez Beskid Wyspowy, a także przez Beskid Wyspowy, Pogórze Wiśnickie, Pogórze Orawsko-Jordanowskie, Gorce i Kotlinę Sądecką. Może uda mi się ją zrealizować na początku lata.

Lubię te leśne ścieżki
Ta trasa uzmysłowiła mi również być może banalny fakt - w niewysokich górach naprawdę można się zmęczyć. Przecież tego dnia więcej wszedłem pod górę niż idąc przez Orlą Perć (oczywiście nie ma jak porównać technicznej strony szlaków tatrzańskich z beskidzkimi).

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz