Tym razem nie mogę powiedzieć, że było lekko, łatwo i przyjemnie. To znaczy było przyjemnie, ale bynajmniej ani łatwo, ani lekko.
|
Te górki tylko z pozoru wyglądają niewinnie
|
Trochę nieświadomie zaplanowałem te 33 kilometry. Zdarzało mi się przejść po górach trzydzieści i więcej, na dodatek z ciężkim plecakiem, lecz tym razem nie do końca zwróciłem uwagę na przewyższenia: 1 640 metrów w górę i tyleż w dół; to nie mało. Dla porównania powiem, że
przejście Orlej Perci kosztowało mnie 1 350 m podejść i 2 000 m zejść.
|
Nie spodziewałem się takiego śniegu w kwietniu
|
Tak więc gdyby ktoś chciał wybrać się na tę trasę powinien przeznaczyć
mniej więcej 11 godzin na marsz (tyle przewiduje załączona na dole
mapa), w zależności od pogody, formy, chęci, itd.
|
Tuż przed Lubomirem
|
Co do kierunku pętli, wybrałem na początek drogę na zachód aby na powrót, który jak przypuszczałem (i słusznie) może się odbyć po zmroku, mieć dłuższy kawałek drogi asfaltowej.
|
Początek na niebieskim szlaku
|
Pierwsze pięć kilometrów niebieskim szlakiem nie sprawi nikomu kłopotów, podejście jest równe i łagodne. Podobnie jak dalsza część drogi żółtym szlakiem: Pod Ostryszem (480 m) na Kamiennik Południowy (827 m), która jest, owszem, już bardziej wymagająca, trudno natomiast mówić o stromym podejściu. Gorzej było z Ciecieniem (829 m), ale to później.
|
Tej tabliczki nie postawił PTTK Myślenice
|
Schodząc z Kamiennika na Polanę Suchą cieszyłem się, że znów zobaczę to urocze miejsce, gdzie po raz pierwszy trafiłem zaledwie dwa miesiące wcześniej podczas zimowej wycieczki
po Beskidzie Makowskim w lutym.
|
Polana Sucha od strony południowej
|
Na polanie spotkałem turystę, który na ognisku smażył kiełbaski. Zaproponował mi jedną - początkowo się opierałem, ale w końcu kto by odmówił pachnącej kiełbaski prosto z ogniska. Przynajmniej mogłem odwdzięczyć się chlebem i ogórkiem kiszonym. Takie to niespodzianki mogą się zdarzyć w górach.
|
Kto się nie skusi na kiełbaskę z ogniska?
|
Z Polany Suchej na Lubomira (904 m) trzeba pokonać 200 m przewyższenia. Najwyraźniej darowany z dobrego serca posiłek tak mnie zmobilizował, że szybko i sprawnie doszedłem na najwyższy szczyt tej eskapady.
|
Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze
|
Na Lubomirze nie zatrzymałem się i od razu skierowałem się na zielony szlak w stronę Wiśniowej. Czas zaczął mnie gonić - chciałem wyjść z lasu jeszcze za dnia, czyli zdążyć przed 19:30, a według mapy czekało mnie jeszcze sześć godzin marszu.
|
Nieuczęszczane zejście z Lubomira zielonym szlakiem
|
O ile żółty szlak, a zwłaszcza czerwony wyglądały na uczęszczane, co łatwo było stwierdzić po śladach na śniegu, zielony szlak do Wiśniowej pozostał dziewiczo nieuczęszczany owego dnia. Zresztą podobnie jak cała reszta drogi - nie spotkałem ani jednego turysty.
|
Polna droga do Wiśniowej. Ani śladu śniegu
|
Dotarłszy do Wiśniowej po niecałych dwóch godzinach zacząłem mozolny marsz na Ciecień (829 m). Czy to z powodu początków zmęczenia, czy też obaw przed powrotem z gór w nocy, podejście 465 metrów dało mi się we znaki. Gdyby nie presja czasu chętnie bym przysiadł na szczycie, tym bardziej, że po ponad ośmiu godzinach marszu miałem w nogach 24 km, a zostało mi jeszcze kolejnych dziesięć. Ruszyłem więc w dół niebieskim szlakiem, którego nie opuściłem aż do miejsca startu.
|
Ciecień 829 m n.p.m.
|
I tak, zmierzając w dół, dotarłem do skrzyżowania pod Grodziskiem (507 m). Stąd zostało mi ostatnie podejście - na Grodzisko (618 m). Niby tylko 110 metrów, a jednak ten ostatni fragment pod górę wymagał ode mnie dużego wysiłku.
|
Ostatni szczyt tego dnia
|
Bynajmniej nie czułem, że nie dam rady; wiedziałem, że wejdę na Grodzisko i na pewno zeń zejdę. Pomyślałem tylko, że następnym razem, wybierając się na tak długą trasę, rozpocznę ją dużo wcześniej. Wystarczyło zaparkować w Czasławiu godzinę wcześniej, o ósmej rano, i miałbym większy zapas czasu.
|
Nie miałem ochoty tam iść. Grodzisko od północnej strony
|
Zejście z Grodziska do Czasławia zajęło mi niecałą godzinę. Nie spieszyłem się zanadto, i tak ostatnie dwa kilometry szedłem w nocy, w odblaskowej kurtce, z czołówką na głowie. Kierowcy omijali mnie szerokim łukiem.
|
Ostatni zakręt. Do auta zostało sto metrów
|
PODSUMOWANIE
Trzecia wycieczka, jaką odbyłem od lutego w Beskidzie Makowskim i Wyspowym, jeszcze bardziej mnie zachęciła do lepszego poznania tego regionu. Przypomniałem sobie o Głównym Szlaku Beskidu Wyspowego - to plan na dłuższą wyprawę, latem. Trochę dziwacznie opracowany, z licznymi odnogami, szlak liczy 355 km. Znalazłem za to propozycję ciekawej 240-kilometrowej pętli, która wiedzie głównie, co oczywiste, przez Beskid Wyspowy, a także przez Beskid Wyspowy, Pogórze Wiśnickie, Pogórze Orawsko-Jordanowskie, Gorce i Kotlinę Sądecką. Może uda mi się ją zrealizować na początku lata.
|
Lubię te leśne ścieżki
|
Ta trasa uzmysłowiła mi również być może banalny fakt - w niewysokich górach naprawdę można się zmęczyć. Przecież tego dnia więcej wszedłem pod górę niż idąc przez Orlą Perć (oczywiście nie ma jak porównać technicznej strony szlaków tatrzańskich z beskidzkimi).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz