2021-04-25

Ciecień i Śnieżnica - niedokończona pętla w Beskidzie Wyspowym 25 km

Miała być kolejna ponad 34-kilometrowa pętla ze Szczyrzyca po szczytach Cietnia i Śnieżnicy. Wyszło mniej; z powodu dość nieoczekiwanego.

Śnieżnica (1007 m). Główny cel wycieczki
Zaplanowałem przejście nieznaną mi jeszcze częścią Beskidu Wyspowego na wschód od Cietnia (829 m). Dwa tygodnie wcześniej wszedłem na ten szczyt zielonym szlakiem; tym razem żółtym.
Pierwsze metry drogi ze Szczyrzyca

Podejście wydawało mi się dość łagodne mimo sporej niemal 500-metrowej różnicy. Żółty szlak jest po prostu niezwykle przyjemny, asfalt powyżej Szczyżyca szybko znika i zmienia się w urokliwą drogę leśną.

Żółty szlak na Ciecień to prawdziwa przyjemność

Na niebieskim szlaku pod samym Cietniem zatrzymałem się na chwilę na przepięknej polanie. Widać z niej Glichowiec, zaś bardziej na południe, Kamiennik i Lubomira (te dwa szczyty zaliczyłem już w tym roku).
Dla takich widoków chodzę w góry

Droga do Kasiny wiedzie przeważnie lasem i nie nastręcza specjalnych trudności. Szlak jest na tyle dobrze oznakowany, że nawet zwalone na trasę drzewa nie utrudniają orientacji. Natomiast niemiłą niespodziankę stanowi 2,5-kilometrowa asfaltowa droga wojewódzka 964 o dużym natężeniu ruchu. Piękne widoki na Beskid Wyspowy rekompensują (trochę) hałas tirów i osobówek.

Niefajna droga do Kasiny

Kolejną niespodzianką był dla mnie fakt, że po wybudowaniu ośrodka Kasina Ski & Bike zwyczajnie zamknięto fragment niebieskiego szlaku na Śnieżnicę. Przyczyną jest ponoć fakt, że szlak przecina nartostradę i ścieżki rowerowe. 

Niebieski szlak zamknięty. Turysto martw się sam

Tablica proponuje jakieś godzinne obejście nie wskazując którędy. Zresztą nie zamierzałem rezygnować z wejścia; po prostu poszedłem bokiem wzdłuż pokrytego nadal śniegiem stoku. Wokół górnej stacji kolejki (876 m) nadal zalegał śnieg. 

Widok z górnej stacji wyciągu
Do Śnieżnicy brnąłem w śniegu. Nawet nie przypuszczałem, że przydadzą mi się raczki, które przezornie zabrałem na wycieczkę. Do szczytu zostało niecałe pół godziny.
Śnieżnica zasługuje na swe imię

Dłuższa przerwa na posiłek i gorącą herbatę na Śnieżnicy była najprzyjemniejszą chwilą tej wycieczki.

Posiłek na śniegach Śnieżnicy
Co prawda szczyt jest zalesiony i nie ma co liczyć na widoki, ale 150 metrów poniżej jest przepiękna polanka z szeroką perspektywą na Ciecień.

Punkt widokowy pod Śnieżnicą
Ze Śnieżnicy w stronę wsi Dobra zszedłem zielonym szlakiem. Śnieg dość szybko się skończył, tak więc raczki zdjąłem po kilkuset metrach. I tak, w dobrym nastroju, zszedłem do Dobrej. Nawet nie przypuszczałem jaki koszmar mnie czeka - że resztę drogi przejdę asfaltem.

Planując trasę zawsze zakładam, że asfaltowe odcinki będą się pojawiać. Rozumiem, że czasem nie ma możliwości inaczej poprowadzić szlaku. Nie przypuszczałem, że przez następną godzinę przyjdzie mi mordować się na drogach, w tym na krajówce nr 28. Nie, nie można prowadzić szosą szlaku pieszego. Od razu przypomniało mi się dwadzieścia koszmarnych kilometrów asfaltowej drogi na Głównym Szlaku Sudeckim między Dusznikami a Zieleńcem (zresztą niejedynych na GSS).

Wieś Dobra. To nie jest szlak pieszy

Gdy zorientowałem się, że czarny szlak pieszy, czyli asfaltowy, z Dobrej do Stróży niczym nie różni się od zielonego do Dobrej (niekończącej się wsi z paskudnym ruchem kołowym), a ja dalej idę wśród samochodów, moim oczom ukazał się przystanek autobusowy. Spojrzałem na zegarek, potem rozkład - bus do Szczyrzyca przyjeżdżał za pięć minut. Nie miałem wątpliwości co dalej robić; bez żalu zrezygnowałem z dziewięciu kolejnych kilometrów asfaltu.

Następnym razem, planując trasę, uruchomię street view na mapach Google by sprawdzić czy aby szlak pieszy nie pokrywa się z szosą. Nie po to jadę w góry by oddychać spalinami i słuchać wycia silników. Nutą pozytywną niech pozostanie wspomnienie cudownych widoków z polanek pod Cietniem i pod Śnieżnicą.

Polana w lesie na zielonym szlaku - zejście do Dobrej


 

2021-04-10

Lubomir, Ciecień, Grodzisko - pętla po szczytach 33 km

Tym razem nie mogę powiedzieć, że było lekko, łatwo i przyjemnie. To znaczy było przyjemnie, ale bynajmniej ani łatwo, ani lekko. 

Te górki tylko z pozoru wyglądają niewinnie
Trochę nieświadomie zaplanowałem te 33 kilometry. Zdarzało mi się przejść po górach trzydzieści i więcej, na dodatek z ciężkim plecakiem, lecz tym razem nie do końca zwróciłem uwagę na przewyższenia:  1 640 metrów w górę i tyleż w dół; to nie mało. Dla porównania powiem, że przejście Orlej Perci kosztowało mnie 1 350 m podejść i 2 000 m zejść.

Nie spodziewałem się takiego śniegu w kwietniu
Tak więc gdyby ktoś chciał wybrać się na tę trasę powinien przeznaczyć mniej więcej 11 godzin na marsz (tyle przewiduje załączona na dole mapa), w zależności od pogody, formy, chęci, itd.

Tuż przed Lubomirem
Co do kierunku pętli, wybrałem na początek drogę na zachód aby na powrót, który jak przypuszczałem (i słusznie) może się odbyć po zmroku, mieć dłuższy kawałek drogi asfaltowej.

Początek na niebieskim szlaku
Pierwsze pięć kilometrów niebieskim szlakiem nie sprawi nikomu kłopotów, podejście jest równe i łagodne. Podobnie jak dalsza część drogi żółtym szlakiem: Pod Ostryszem (480 m) na Kamiennik Południowy (827 m), która jest, owszem, już bardziej wymagająca, trudno natomiast mówić o stromym podejściu. Gorzej było z Ciecieniem (829 m), ale to później.

Tej tabliczki nie postawił PTTK Myślenice
Schodząc z Kamiennika na Polanę Suchą cieszyłem się, że znów zobaczę to urocze miejsce, gdzie po raz pierwszy trafiłem zaledwie dwa miesiące wcześniej podczas zimowej wycieczki po Beskidzie Makowskim w lutym.

Polana Sucha od strony południowej
Na polanie spotkałem turystę, który na ognisku smażył kiełbaski. Zaproponował mi jedną - początkowo się opierałem, ale w końcu kto by odmówił pachnącej kiełbaski prosto z ogniska. Przynajmniej mogłem odwdzięczyć się chlebem i ogórkiem kiszonym. Takie to niespodzianki mogą się zdarzyć w górach.

Kto się nie skusi na kiełbaskę z ogniska?
Z Polany Suchej na Lubomira (904 m) trzeba pokonać 200 m przewyższenia. Najwyraźniej darowany z dobrego serca posiłek tak mnie zmobilizował, że szybko i sprawnie doszedłem na najwyższy szczyt tej eskapady.

Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze
Na Lubomirze nie zatrzymałem się i od razu skierowałem się na zielony szlak w stronę Wiśniowej. Czas zaczął mnie gonić - chciałem wyjść z lasu jeszcze za dnia, czyli zdążyć przed 19:30, a według mapy czekało mnie jeszcze sześć godzin marszu.

Nieuczęszczane zejście z Lubomira zielonym szlakiem
O ile żółty szlak, a zwłaszcza czerwony wyglądały na uczęszczane, co łatwo było stwierdzić po śladach na śniegu, zielony szlak do Wiśniowej pozostał dziewiczo nieuczęszczany owego dnia. Zresztą podobnie jak cała reszta drogi - nie spotkałem ani jednego turysty.

Polna droga do Wiśniowej. Ani śladu śniegu
Dotarłszy do Wiśniowej po niecałych dwóch godzinach zacząłem mozolny marsz na Ciecień (829 m).  Czy to z powodu początków zmęczenia, czy też obaw przed powrotem z gór w nocy, podejście 465 metrów dało mi się we znaki. Gdyby nie presja czasu chętnie bym przysiadł na szczycie, tym bardziej, że po ponad ośmiu godzinach marszu miałem w nogach 24 km, a zostało mi jeszcze kolejnych dziesięć. Ruszyłem więc w dół niebieskim szlakiem, którego nie opuściłem aż do miejsca startu.

Ciecień 829 m n.p.m.
I tak, zmierzając w dół, dotarłem do skrzyżowania pod Grodziskiem (507 m). Stąd zostało mi ostatnie podejście - na Grodzisko (618 m). Niby tylko 110 metrów, a jednak ten ostatni fragment pod górę wymagał ode mnie dużego wysiłku.

Ostatni szczyt tego dnia
Bynajmniej nie czułem, że nie dam rady; wiedziałem, że wejdę na Grodzisko i na pewno zeń zejdę. Pomyślałem tylko, że następnym razem, wybierając się na tak długą trasę, rozpocznę ją dużo wcześniej. Wystarczyło zaparkować w Czasławiu godzinę wcześniej, o ósmej rano, i miałbym większy zapas czasu.

Nie miałem ochoty tam iść. Grodzisko od północnej strony
Zejście z Grodziska do Czasławia zajęło mi niecałą godzinę. Nie spieszyłem się zanadto, i tak ostatnie dwa kilometry szedłem w nocy, w odblaskowej kurtce, z czołówką na głowie. Kierowcy omijali mnie szerokim łukiem.

Ostatni zakręt. Do auta zostało sto metrów
 

PODSUMOWANIE

Trzecia wycieczka, jaką odbyłem od lutego w Beskidzie Makowskim i Wyspowym, jeszcze bardziej mnie zachęciła do lepszego poznania tego regionu. Przypomniałem sobie o Głównym Szlaku Beskidu Wyspowego - to plan na dłuższą wyprawę, latem. Trochę dziwacznie opracowany, z licznymi odnogami, szlak liczy 355 km. Znalazłem za to propozycję ciekawej 240-kilometrowej pętli, która wiedzie głównie, co oczywiste, przez Beskid Wyspowy, a także przez Beskid Wyspowy, Pogórze Wiśnickie, Pogórze Orawsko-Jordanowskie, Gorce i Kotlinę Sądecką. Może uda mi się ją zrealizować na początku lata.

Lubię te leśne ścieżki
Ta trasa uzmysłowiła mi również być może banalny fakt - w niewysokich górach naprawdę można się zmęczyć. Przecież tego dnia więcej wszedłem pod górę niż idąc przez Orlą Perć (oczywiście nie ma jak porównać technicznej strony szlaków tatrzańskich z beskidzkimi).